The Distributist Review

View Original

Bóg jest rodziną

Autorzy Ekonomii trynitarnej argumentując za trynitarnym modelem gospodarki, dokonali świeżego odczytania ciągłości społecznej nauki Kościoła. Co ciekawe, z największej zagadki istnienia—Trójcy Świętej—uczynili matrycę dla społeczno-gospodarczych przemian. Jest to podejście tyleż odważne, co z konieczności naznaczone pewną dozą redukcjonizmu, oraz intuicyjnego harmonizowania różnych gałęzi nauki. Niekiedy chłodne przyjęcie publikacji może mieć zatem wielorakie podłoże, świadcząc bądź o niechęci do nowych, interdyscyplinarnych ujęć w dziedzinie ekonomii, tudzież nieżyczliwości wobec innego niż liberalne odczytania SNK, bądź też, o wyczuwalnej gdzieś obawie przed reifikacją, zamkniętego w formie wykresów i strzałek sacrum. Niezrozumienie może również wynikać z obawy, że oto powstaną teraz podręczniki do ekonomii trynitarnej, w których mechanizmy wymiany opisane będą zgodnie z natchnieniem autora, nie zaś podług zasad ekonomicznego abecadła, podczas gdy w istocie mamy tu do czynienia z relatywnie nowym, a na pewno bardziej pojemnym ujęciem, gdzie warunkiem koniecznym na każdym etapie gospodarczej analizy skutków i przyczyn dla badanych zjawisk jest personalistyczny wskaźnik odniesienia. W moim odczuciu jest to jednak przede wszystkim powściągliwa próba zestrojenia społeczno-gospodarczej metodologii, z głębokim, filozoficznym namysłem nad samą naturą Boga i człowieka. Innymi słowy, pewnego rodzaju koniunkcja realizmu metafizycznego z nowatorskim wykorzystaniem konceptualnego pragmatyzmu, która bodaj przez sam wzgląd na swój walor heurystyczny zasługuje na konstruktywną krytyką, tudzież rzeczową refutację.Wychodząc poza ujmowanie ekonomii w schematach wywodzących się z nowożytnych i oświeceniowych założeń, członkowie Klubu Jagiellońskiego zbliżają czytelnika do klasycznego rozumienia ekonomii jako ekonomiki, dziedziny przynależnej etyce, która za swój cel obiera poznanie prawdy i spełnianie dobra człowieka. „[D]zięki ekonomice majątek staje się dobrem dla człowieka, same zaś posiadane rzeczy zasługują na miano prawdziwej własności, własności ludzkiej, która służy człowiekowi, a nie zawłaszcza człowieka wraz z jego życiem.”(Skrzydlewski 2012). To kluczowe rozróżnienie na klasyczne dobro i nowożytne dobra/towary uchwycił również G.K. Chesterton: „Kiedy Bóg spojrzał na stworzone rzeczy i stwierdził, że były dobre, to znaczy, że były dobre same w sobie, lecz podług nowoczesnej kupieckiej idei, ujrzawszy swe stworzenie Bóg dostrzegł w nim zaledwie dobra. Innymi słowy, do każdego drzewa lub wzgórza była tam przypięta metka z ceną.” Nie dziwi nas zatem, że zarówno Kędzierski, jak i Grassl przypominają  w swych tekstach odradzający się dziś w wielu krajach dystrybucjonizm Belloka i Chestertona, widząc w nim przykład doktryny wpisującej się w nowy paradygmat. Akurat ten wątek chciałbym rozwinąć szerzej, ponieważ dystrybutywna ekonomia rodzin roztropnie zespala rynkową praktykę i metafizyczne podłoże trynitarnego modelu ekonomii.

Od prawości do stanu równowagi

Zacznijmy od poprawnej definicji. John Haldane na kartach Oxford companion to philosophy definiuje dystrybucjonizm jako „doktrynę polityczno-ekonomiczną, [która] zawierała też poglądy na temat sztuki, kultury, oraz duchowości. [Jest to] odmiana komunitaryzmu, silnie przeciwstawna leseferystycznemu kapitalizmowi oraz scentralizowanym formom socjalizmu. [Oparta na] personalistycznej antropologii, akcentuje społeczną wolność oraz indywidualne posiadanie, od którego wywodzi się jej nazwa.” Co jednak najważniejsze, w wymiarze praktycznym dystrybucjonizm postuluje powszechne uwłaszczenie rodzin, idealnie każdej rodziny, w środki produkcji zapewniające jej przetrwanie i niezależność. To rodzina jest jego sercem, determinującym trwałe przylgnięcie dystrybucjonizmu do SNK, w jej wertykalnym (zasada subsydiarności) i horyzontalnym (zasada solidarności) wymiarze.Dystrybucjonizm jest nierozerwalnie związany z pojęciem sprawiedliwości dystrybutywnej opierającej się nie na mechanicznej kalkulacji, lecz prawym (słusznym) sądzie dotyczącym zasług; niektórzy badacze z ram sprawiedliwości rozdzielczej usuwają roszczenia dotyczące własności prywatnej, np. w odniesieniu do postulowanej przez Jana Pawła II społecznej hipoteki dóbr, czy też stanu wyższej konieczności, ponieważ ich zdaniem wszelkie roszczenia do własności prywatnej podpadają pod zakres sprawiedliwości komutatywnej.W tym miejscu należy krytycznie odnieść się do obecnej w polskim przekładzie tekstu Grassla praktyki tłumaczenia zarówno terminów equity i equality, jako równość. Takie niedopatrzenie w pewnej mierze wypacza sens teleologii państwa, którego rolą funkcjonalną nie jest bynajmniej egalitarny legalizm. Stosowniejszym jest zaproponowane przez Kędzierskiego tłumaczenie terminu equity jako sprawiedliwość , choć sugerowany przez Martę Soniewicką termin prawość chyba najtrafniej oddaje istotę rzeczy. W ekonomii to prawość (sprawiedliwość) poprzedza stan równowagi, tj. szorstką homeostazę podaży i popytu, która pozwala czyścić rynek. W standardowym ujęciu kolejność ta ulega odwróceniu, gdyż zakłada się, iż sprawiedliwość gospodarcza zostanie osiągnięta jedynie w sytuacji, w której wszystkie rynki znajdą się w stanie równowagi, przy pełnym wykorzystaniu dostępnych zasobów. Ponieważ taki stan rzeczy nigdy nie ma miejsca, sprawiedliwość zostaje oddalona w sferę zawsze oczekiwanej, chwalebnej przyszłości. Co typowe, widać tu podobieństwo do marksizmu, który wszelkie potworności i okrucieństwa uzasadniał zawsze odroczonym w czasie zwycięstwem proletariatu.[note]Prywatna korespondencja autora z Johnem C. Médaille’m.[/note]

Sacrum commercium

Prawa jest również ciągła troska o dobro rodziny, a jej konsekwencje niebagatelne, ponieważ przyjmując za swój fundament najbardziej pierwotną z wspólnot, dystrybucjonizm wkracza w sferę sensów naddanych, akceptując również jej święty analogon, wyrażony w relacyjnej naturze Boga Trójjedynego. Moją uwagę (Kaliniecki 2012) na ten wyjątkowy fakt zwrócił niedawno Dermot Quinn, konstatując następująco: „Jeżeli tylko mogę poczynić jeden komentarz, który również Chesterton zawarł w swym arcydziele Wiekuisty Człowiek, to nasze rozumienie ekonomii jest w ogromnej mierze trynitarne, ponieważ—jak to ujął Chesterton—sam Bóg jest rodziną.”[note]Filmowy zapis rozmowy panelowej podczas konferencji „G.K. Chesterton, a sprawa polska”, która miała miejsce 26-10-2012 w Muzeum Historycznym w Krakowie. Dostęp do nagrania dzięki uprzejmości Pani Jagi Rydzewskiej.[/note] Trójca Święta jest zdaniem Chestertona „logiczną stroną miłości, przeciwko samotności uproszczonego bóstwa, które pojawiło się raz jeszcze w religii islamu.” (Chesteton 2006:361) Jest naturą relacyjną, albowiem „dla nas wyznawców Trójcy (jeśli wolno mi tak powiedzieć z całym szacunkiem), Bóg jest czymś w rodzaju towarzystwa”. Charakter tego towarzystwa, czy też społeczeństwa Chesterton ujawnia nam dwustopniowo, w pierwszym kroku przyrównując ludzką rodzinę do Świętej Rodziny, by następnie,—za Atanazym—utożsamić Świętą Rodzinę z Bogiem:

Jeśli nie należymy do tych, którzy zaczynają od inwokacji do Trójcy Świętej, musimy tym niemniej zacząć od inwokacji do ludzkiej trójcy, i przekonać się, że trójkąt ten znajduje odbicie wszędzie w strukturze świata. Najwznioślejsze wydarzenie w historii, przez całą historię oczekiwane i przygotowywane, jest bowiem równocześnie odwróceniem i odnowieniem tego samego trójkąta. A może raczej stanowi nałożenie jednego trójkąta na drugi, przez co tworzy się święty pentagram, którego mocy—o wiele większej niż ta, którą przypisują mu magowie—lękają się demony. Stara trójca składa się z ojca, matki i dziecka i nazywana jest ludzką rodziną. Nowa składa się z dziecka, matki i ojca i nazywana jest Świętą Rodziną.

i dalej:

To właśnie Atanazy walczył po stronie Boga Miłości przeciwko bogu bezbarwnej i odległej kosmicznej władzy; przeciwko bogu stoików i agnostyków. To właśnie on walczył po stronie Najświętszego Dzieciątka przeciwko siwemu bóstwu faryzeuszy i saduceuszy. Walczył w obronie równowagi piękna współzależności i intymności w Boskiej Trójcy, która pociąga nasze serca w trójcy Świętej Rodziny. Jego dogmat, jeśli dobrze zrozumieć to określenie, zmienia nawet samego Boga w Świętą Rodzinę.

Wiele lat później, bł. Jan Paweł II, doszedł do podobnych wniosków, mówiąc: „Bóg—mówił 29 stycznia 1979 roku w Meksyku—w swej najgłębszej tajemnicy nie jest samotnością, ale Rodziną, ponieważ jest Ojcostwem, Synostwem i istotą rodziny, którą jest Miłość.” W wyjaśnieniu papieża, czym jest doskonała miłość, odnajdujemy często obecny u Chestertona paradoks: „Najpełniejsza, a zarazem jakby najradykalniejsza forma miłości leży też w tym, aby właśnie siebie dać, aby to swoje nieprzekazywalne i nieodstępne „ja” uczynić czyjąś własnością. Paradoks jest w tym wypadku podwójny i idzie w dwóch kierunkach: po pierwsze—że można tak wyjść z własnego „ja”, a po drugie—że się przy tym owego „ja” bynajmniej nie niszczy i nie dewaluuje, ale wręcz przeciwnie, rozwija się je i bogaci w znaczeniu oczywiście ponad-fizycznym, w znaczeniu moralnym.”To zupełnie inny rodzaj wymiany, wynikającej z cierpliwego namysłu nad dobrem i wolnego działania zgodnego z logiką daru. W logice daru to właśnie miłość jest darem największym, darem w pełni osobowym, dzięki któremu między Bogiem, a człowiekiem dochodzi do świętej wymiany, którą Ojcowie Kościoła nazwali sacrum commercium. Benedykt XVI umiejętnie wychwytuje istotę tej wymiany twierdząc, iż „wraz z rozwojem myśli i życia w świetle wiary, okazało się, że nie dajemy Mu [Bogu – przyp. aut.] tylko grzechu, gdyż On dał nam pewną zdolność: wewnętrznie darowuje nam moc, abyśmy dali Mu coś pozytywnego, naszą miłość, byśmy dali Mu człowieczeństwo w pozytywnym sensie. Oczywiście jasne jest, że tylko dzięki hojności Boga człowiek, żebrak, który otrzymuje Boże bogactwo, może również dać coś Bogu; Bóg sprawia, że możemy przyjąć dar, uzdalniając nas byśmy wobec Niego stali się dawcami.” (Fryburg, 25 września 2011 roku). W tym samym wystąpieniu dowiadujemy się, że z tajemnicy Trójjedynego Boga, a konkretnie z tajemnicy Jego miłości stwórczej wynika całe posłannictwo Kościoła.

Konsekwencje w ujęciu społeczno-gospodarczym

Peter Kreeft (2010) analogicznie dostrzega posłannictwo rodziny ludzkiej, którym są dzieci kochających się małżonków. Kreeft bezspornie uznaje, iż „Bóg jest rodziną” i dodatkowo stawia tezę, że oto rodzina jest Bogu milszą nawet od doktrynalnej ortodoksji, ponieważ odzwierciedla Jego obecność wśród nas. Dlatego też herezje islamu, czy mormonizmu rozpowszechniają się szybciej niż chrześcijaństwo, Bóg—zdaniem Kreefta—błogosławi muzułmanom i mormonom, gdyż per saldo wierni są swym rodzinom bardziej niż chrześcijanie, zwłaszcza w odniesieniu do moralności seksualnej, małżeństwa i prokreacji. Również w SNK, od samych początków wybrzmiewają frazy aprobaty dla niezależnej, wielodzietnej rodziny, czyniące z prawa własności funkcję zaspakajania domowych potrzeb: „Rodzina więc, czyli społeczność domowa, jakkolwiek bardzo mała, jest jednak prawdziwą społecznością i jest starsza od wszelkiego państwa; winna też mieć prawa i obowiązki swoje niezależne od państwa. Udowodnione już wyżej prawo posiadania, które—jak widzieliśmy—przysługuje jednostce na podstawie prawa natury, należy zastosować do człowieka, będącego głową rodziny; przy czym—dodać musimy—prawo to tym większą ma siłę, im większą rodzinę dana jednostka swą opieką obejmuje.” (Rerum Novarum, no. 9) Jeżeli zatem rodzina stanowić ma byt suwerenny, niezależny od państwa, bądź korporacji, musi mieć po temu narzędzia, co bezpośrednio łączy się z katolicką doktryną rozproszonej własności. To nie osobliwe upodobanie zatem, lecz sama tajemnica będącego rodziną Boga kierunkuje dystrybucjonizm na szukanie i aktywne zabieganie o takie praktyczne rozstrzygnięcia, pamiętając jednak, że prowadząca do nich skuteczność nie jest aksjologicznie neutralna.Marcin Kędzierski zauważa, że dystrybutyści chcą powrotu małych wspólnot produkcyjnych, umożliwiających integralny rozwój człowieka, stanowiących jednak pewne uproszczenie życia gospodarczego. Istotnie, dystrybucjonizm współdzieli poniekąd rustykalny sentyment agrarystów, jednak  w praktyce jest systemem skalowalnym, możliwym do urzeczywistnienia zarówno w społeczeństwie przemysłowym, handlowym, czy też agrarnym. Ciekawym przykładem takiego nowoczesnego połączenia, znanej ze społeczeństw stanowych, funkcyjnej stratyfikacji z inkluzywną formułą właścicielską, jest baskijska MONDRAGON Corporation, dysponująca m.in. własnym bankiem, najnowszym ośrodkiem badań, uniwersytetem, systemem ubezpieczeń oraz szeregiem powiązanych ze sobą spółdzielni, zatrudniających ponad 80.000 pracowników-właścicieli. Notabene, Belloc (1912) postawił tezę, że gdyby Henryk VIII nie rozpoczął kapitalistycznego procesu proletaryzacji stanów niższych, wówczas nadchodząca rewolucja przemysłowa miałaby charakter spółdzielczy. Podobne przykłady można mnożyć: w północnej części Włoch mamy spółdzielczy region Emilia-Romagna, na całym świecie istnieją programy mikrokredytu, akcjonariatu pracowniczego (ESOP) i spółdzielczych kas kredytowych. Jednak przede wszystkim to miliony niezależnych gospodarzy, niewielkich firm, rzemieślników i przedstawicieli wolnych zawodów, których prężność, pomysłowość i ciężka praca dają najlepsze świadectwo o społeczno- gospodarczym ideale Belloka i Chestertona. Obecnie, w pełni możliwy jest też rozwój „technologii pośrednich” (dziś powiemy addytywnych), o których pisał brytyjski ekonomista E.F. Schumacher. Przykładem takiego dynamicznego rozwoju powszechnie dostępnych środków produkcji jest współcześnie projekt Open Source Ecology, zapoczątkowany przez polskiego naukowca Marcina Jakubowskiego.Na zakończenie wypada jeszcze zastanowić się, czy i jakie mogą być praktyczne konsekwencje rozwoju samej nauki ekonomii w nowym paradygmacie ekonomii trynitarnej. Otóż, zarysowuje się tu pewna możliwość transferu dostępnej wiedzy z analizy makro i mikroekonomicznej na poziom mezo, gdzie podstawową jednostką odniesienia nie jest dowolny agregat, ani pojedyncza osoba, ale rodzina. Rodzina rozumiana, jako pewien system, którego równowaga („równowaga piękna współzależności i intymności”) będzie kluczowa z punktu widzenia celowości samej analizy ekonomicznej. Rodzina jest bowiem mikrokosmosem, w którym na podstawie logiki daru zachodzą relacje przenoszone z dużej i małej skali, w szczególności wymiana i współdziałanie. Zadaniem badaczy jest natomiast wyłuskanie z tych pozornie trywialnych relacji rodzinnych ukrytych tam funkcji i zależności, a także ich umiejętne odniesienie względem dostępnego korpusu wiedzy. Z pewnością jest to temat, który wciąż czeka na swego odkrywcę.Bóg stworzył człowieka na swój obraz. Stworzył go kobietą i mężczyzną, aby ludzka miłość znalazła po temu warunki i dostąpiła wcielenia. Ks. Piotr Pawlukiewicz, wybitny polski kaznodzieja, w jednej ze swych homilii powiedział: „Prawdziwa miłość zaczyna się od trzech w górę”. Zupełnie tak, jak rodzina.